Maciek na pierwszy rzut oka był świetnym kandydatem na męża. Inteligentny, wykształcony, ambitny facet po trzydziestce. Wysoki, dobrze zbudowany, zawsze modnie ubrany. Właściciel dość sporej firmy budowlanej. Z własnym mieszkaniem, nowym samochodem i sporymi oszczędnościami. Towarzyski, miły i serdeczny. Z wysoką kulturą osobistą i nienagannymi manierami. Uwielbiał dzieci. Marzył o własnej rodzinie. Jednak… po bliższym poznaniu go wszystkie kobiety od niego uciekały.
Swój, ostatni związek Maciek miał ponad 5 lat temu. Wtedy też spotykał się z Moniką, która była nim na początku zafascynowana. Nic dziwnego, bo nasz bohater od zawsze robił na innych doskonałe, pierwsze wrażenie. Potrafił rozbawić. Potrafił sobą zainteresować. Potrafił w naturalny sposób wytworzyć pomiędzy sobą, a dziewczyną napięcie seksualne tak silne, że powietrze stawało się gęściejsze, a koronkowe majtki same się zsuwały.
Jednak pomimo tego fascynacja Moniki nie trwała długo. Po trzech miesiącach znajomości obfitującej w kolacje przy świecach, spacery przy świetle księżyca, bukiety róż, drogie prezenty i seks na kuchennym stole - Monika w rozmowie przez telefon oznajmiła Maćkowi, że to koniec i że nie chce mieć z nim nic wspólnego. Jak powiedziała, tak zrobiła. Zablokowała jego numer. Przestała chodzić do miejsc, w których bywali. Nigdy więcej się do niego nie odezwała. Po prostu zniknęła z jego życia.
Ale wbrew pozorom to nie był pierwszy, taki przypadek w życiu Maćka. Przed Moniką kilka, innych dziewczyn zachowało się wobec niego wręcz identycznie. I nie było to podyktowane tym, że miały jakieś zaburzenie osobowości czy problemy natury emocjonalnej. Wręcz przeciwnie. Ich ucieczki wskazywały na to, że są całkowicie zdrowe i że chcą zdrowe pozostać. Bowiem na dłuższą metę nikt normalny nie był w stanie z nim wytrzymać, a jego relacje z kobietami trwały maksymalnie kilka tygodni.
Jak to możliwe, że nikt nie chciał być z facetem spełniającym najważniejsze kryteria dotyczące wyboru stałego partnera? Dlaczego ktoś inteligentny, bogaty, miły i atrakcyjny od dłuższego czasu był samotny? Co takiego trzeba robić, by nie mieć szczęścia w miłości? Czy jest to w ogóle możliwe, by tak dobra partia stała się dla kobiet odpychająca? Aby lepiej zrozumieć na czym polega problem musimy cofnąć się o kilkanaście lat. Do pierwszego związku Maćka.
Kiedy Maciek był w podstawówce poznał Olę. Piękną blondynkę, za którą uganiało się pół szkoły i przed którą każdy chłopak popisywał się jak tylko mógł. Popisywał się każdy oprócz niego. On krótko mówiąc miał jej atencję po prostu w dupie. Nie interesowały go dziewczyny. Liczył się tylko sport, a dokładniej mówiąc gra w piłkę. Maciek grał w nią dobrze, świetnie wyglądał i wszyscy w szkole go lubili. Ta kombinacja spowodowała, że Ola sama prowokowała sytuacje, w których to wiecznie na siebie wpadali. Robiła to tak długo, dopóki Maciek nie uświadomił sobie jej istnienia i nie zapytał jej o to, jak ma na imię.
Potem poszło już z górki. Dłuższe rozmowy, częstsze spotkania i głębsze spojrzenia. Delikatne mrowienie w brzuchu Maćka. I nie do końca jeszcze zrozumiałe przez niego drgania w bokserkach. Wszystko to doprowadziło do tego, że Maciek zakochał się po uszy, a jego świat zaczął świecić jak ekran smartfona po sporej dawce psylocybiny. Pojawił się jednak jeden, spory problem, który przeszkadzał w tym, by ich historia skończyła się bajkowym „i żyli długo i szczęśliwie”.
Maciek nie tylko kochał Olę, ale kochał też wspomnianą przed chwilą piłkę. Z tym Oli ciężko było konkurować, bo z piłką znał się zdecydowanie dłużej niż z jakąkolwiek dziewczyną ze swojej szkoły. To piłce poświęcał więcej uwagi i więcej czasu. I Ola była o to zazdrosna. Mówiła mu o tym. Kłóciła się z nim. Obrażała się na niego. Ale nic nie pomagało. Znosiła to przez kilka miesięcy, z dnia na dzień coraz bardziej tracąc nadzieję, że Maciek będzie ją traktował, tak jak tego chce. Aż w końcu coś w niej pękło. Zostawiła go i znalazła sobie kogoś innego.
Świat Maćka w jednej chwili się zawalił. Stracił ukochaną, która na dodatek zaczęła chodzić z jego kolegą. Bycie zostawionym często jest jak kubeł zimnej wody, który powoduje, że nagle zaczyna nam zależeć. Maciek dopiero wtedy zaczął za Olą naprawdę szaleć i próbował zrobić wszystko, by ją odzyskać. Chodził za nią, prosił, błagał, obiecywał. Był w stanie zrobić dla niej wszystko, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak Ola poukładała sobie już w głowie to, że nie ma go w jej życiu. Czuła wobec niego same, nieprzyjemne emocje i nic nie było w stanie tego zmienić.
Bezskuteczne próby odzyskania ukochanej spełzły na niczym. Ola nigdy do niego nie wróciła. Z logicznego punktu widzenia nie stało się nic wielkiego, ponieważ była to tylko gówniarska znajomość dwojga nastolatków. Ot, nic wielkiego. Ale ze strony emocjonalnej było to doświadczenie, które miało na długo zmienić relacje Maćka. Bo to właśnie nasze, pierwsze razy najczęściej nas kształtują. I mogą decydować o tym, czy się czegoś boimy, czy od czegoś uciekamy, czy wręcz przeciwnie - jesteśmy pełni entuzjazmu na samą myśl o czymś.
Na pozór niezauważalna zmiana jaka zaszła w Maćku była czymś, co przez wiele lat odbijało mu się czkawką. MIanowicie utrata Oli wywołała w nim trwały lęk przed byciem zostawionym. Co więcej - czuł on podświadomie, że skoro został porzucony po tym, jak nie dawał Oli wystarczająco dużo uwagi, to dobrą strategią na zatrzymanie przy sobie kobiet jest dawanie tej uwagi tak dużo, jak tylko możliwe. I to było prawdziwą przyczyną jego problemów.
Każda, następna relacja z jakąkolwiek dziewczyną kończyła się tak samo. Płeć piękna uciekała od Maćka, ponieważ wraz z rozwojem znajomości, z tygodnia na tydzień osaczał on kobiety coraz bardziej. Non stop wydzwaniał i pisał. Kupował prezenty, kwiaty i ciągle zabierał na randki. Chciał swój cały, wolny czas poświęcać tylko swojej dziewczynie. Robił emocjonalne wyrzuty, gdy kobieta wychodziła z koleżankami lub robiła coś bez niego. Próbował przejąć całkowitą kontrolę nad życiem swojej, każdej partnerki. Bo tylko takie działania dawały mu poczucie bezpieczeństwa.
Na nic się zdawały prośby i tłumaczenia każdej z dziewczyn. Pierwszy związek właśnie tak go ukształtował i nie potrafił nic z tym zrobić. Cały czas żył w przekonaniu, że skoro Ola go zostawiła, bo nie poświęcał jej uwagi, to musi teraz robić dokładnie na odwrót. Przeskoczył z jednego ekstremum w drugie, nie widząc i nie rozumiejąc, że pomiędzy dwoma końcami kija jest jeszcze sam kij. I żył tak przez kilkanaście lat, popełniając w kółko dokładnie te same błędy i tracąc kobiety, z którymi mógł ułożyć sobie życie.
Cierpienia Maćka ostatecznie się skończyły, a jego problem został rozwiązany. Ale nie wydarzyło się to przez przypadek. W pierwszej kolejności Maciek musiał przyznać się przed samym sobą, że jakikolwiek problem w ogóle istnieje. Że coś w jego życiu nie gra i nie funkcjonuje tak, jak powinno. Ten etap jest absolutnie podstawowy, jednak dla wielu osób bywa najcięższy. Bowiem nie każdy ma odwagę spojrzeć w lustro i stwierdzić, że jest z czegoś niezadowolony i że wypadałoby to poprawić. Jako ludzie mamy to do siebie, że z natury dążymy do utrzymania jak najwyższej samooceny i dobrego samopoczucia. Skutkiem tego mechanizmu jest chociażby zaprzeczanie pewnym faktom. Na przykład temu, że nasze relacje są do kitu. Temu, że zaniedbaliśmy swoją sylwetkę czy zdrowie. Temu, że ciągle mamy problem z pracą lub pieniędzmi.
Owszem, krytyczne spojrzenie na samego siebie nie jest niczym miłym. Zdecydowanie przyjemniejsze jest pozytywne myślenie, okłamywanie się że wszystko jest dobrze i olewanie własnych problemów czy wad. Jednak chcąc lub nie chcąc to ból przede wszystkim prowadzi nas do trwałych zmian i rozwoju. To ból najsilniej motywuje nas do działania, a nie jak wiele osób uważa: wizja nagrody czy lepszego życia. Większość z nas szybciej ruszyłoby swój tyłek na siłownię po kilkukrotnym usłyszeniu krytyki na temat swojego wyglądu, niżeli po kilkukrotnym obejrzeniu na Instagramie zdjęć dobrze zbudowanych osób. Bo to właśnie dyskomfort jest dla nas mocniejszym motorem napędowym.
Po latach prób stworzenia udanego związku Maciek miał już dosyć. W szczególności miał dosyć udawania, że wszystko jest OK. Bo w jego relacjach OK wcale nie było. Odczuwając ból i chcąc coś wreszcie zmienić zaczął szukać odpowiedzi. Najpierw w rozmowach ze znajomymi. Później w książkach i internecie. Ostatecznie pracując w cztery oczy z kimś, kto był w stanie mu fachowo pomóc. Dzięki komu wszystko, lepiej zrozumiał. Z kim cofnął się do swojego, pierwszego związku, aby dostrzec co tam poszło nie tak i jaki lęk ta sytuacja wywołała. Z kim spojrzał również z boku na to, co do tej pory, przez lata robił chcąc utrzymać przy sobie kobiety. I „wchodząc w ich buty” dotarło do niego dlaczego od niego odchodziły. To doświadczenie wywołało w nim trwałą zmianę. Już nigdy więcej, w relacji z jakąkolwiek dziewczyną nie zachowywał się tak, jak dawniej. Przestał osaczać, przestał kontrolować, przestał się narzucać. Bo przestał bać się odrzucenia i zrozumiał co wcześniej robił źle. Dzięki temu dziś żyje w szczęśliwym związku, który idzie we właściwym kierunku.
Historia Maćka to w pewnym sensie historia każdego z nas. Bo praktycznie każdy człowiek doświadczył w życiu czegoś, co w pewien sposób go „skrzywiło”. Przez co nie osiąga w czymś takich rezultatów, jakie by chciał. Co cały czas rzutuje na tym jak sobie w jakiejś kwestii radzi. Na ile mocno wierzy w to, że na coś zasługuje lub nie. Czy pewnych rzeczy się boi i od czegoś ucieka. Czy ciągłe próby kończą się sukcesami czy też porażkami.
Czasami to skrzywienie przekłada się na wspomniane w tym tekście relacje z płcią przeciwną. Czasami na relacje z rodziną lub najbliższym otoczeniem. Czasami wywołuje problemy w pracy. U niektórych prowadzi do ciągłych kłopotów z pieniędzmi. Możliwości i kombinacji jest nieskończenie wiele.
Większość z nas nie jest tego świadoma, ale jedno niepowodzenie w związku może wywołać lęk, który będzie ciągnąć się za nami przez całe życie. Szef wyżywający się na nas może spowodować, że latami będziemy odczuwać niechęć do jakiejkolwiek pracy, nawet takiej, którą na pozór uważamy za przyjemną. Rodzice powtarzający nam za młodu, że prywaciarze to oszuści i złodzieje mogą tym gadaniem skutecznie zniszczyć naszą żyłkę do interesu. Przez dawnego przyjaciela z dzieciństwa, który zawiódł nasze zaufanie, możemy już nigdy, nikomu nie zaufać.
Niektóre drzazgi znajdujące się w naszej psychice nigdy nie dadzą o sobie znać, ani też nie będą mieć aż tak negatywnego wpływu na nasze życie. Inne - choć możemy nie zdawać sobie sprawy z ich istnienia - będą bezustannie powodować, że w jakiejś, ważnej dla nas kwestii pojawiają się problemy i przeszkody. Że ciągle coś nam nie idzie, że nasze starania nie przynoszą efektów i że jesteśmy w czymś do niczego.
Raz, na jakiś czas warto zrobić sobie rachunek sumienia. Spojrzeć krytycznie na siebie i swoje życie. Zastanowić się z czego jest się niezadowolonym. Jeśli czujemy, że coś wymaga zmian, to jest wysoce prawdopodobne, że wymaga to zmian przede wszystkim w naszym umyśle i od umysłu powinniśmy właśnie zacząć. Nie musi to oznaczać naprawiania siebie poprzez wieloletnie chodzenie do psychologa czy terapeuty. Czasami wystarczy wprowadzić drobną zmianę, na przykład poprzez zrozumienie czegoś lub zauważenie pewnej rzeczy, z której wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. I w wielu przypadkach to jak najbardziej wystarczy, by coś w naszym życiu zaczęło się wreszcie układać.